Słońce wlewało się do dormitorium. Związałam włosy w kucyk i przejrzałam się w lustrze jeszcze raz. Patrzyła na mnie brunetka o czekoladowych oczach, niemal czarnych.
- Spóźnimy się na zaklęcia - przy moim uchu dudnił głos poddenerwowanej Hermiony. Podniosłam z podłogi moją torbę i razem poszłyśmy do Wielkiej Sali.
- Czemu wczoraj długo cię nie było? - spytała.
- Byłam - skłamałam. Hermiona wpatrywała się we mnie czujnym spojrzeniem. Przygryzłam dolną wargę.
- Pewnie zasnęłam i cię nie zobaczyłam - zaśmiała się w końcu. Wcale nie chciałam jej okłamywać. Ale musiałam. Dumbledore nie mówił, że mam milczeć ale chyba jednak wolę trzymać język za zębami.
Wparowałyśmy do Wielkiej Sali. Hermiona zatrzymała się i otworzyła usta. Harry i Draco rozmawiali. Nie kłócili się.
- Cóż widzą moje oczy - bąknęła w końcu Hermiona. - Chyba niesłusznie oskarżał Malfoy'a.
- Przyjaźnią się? - spytałam. Hermiona kiwnęła głową bardzo powoli. Usiadłyśmy przy stole. Zaczęłam pochłaniać szybko tosty by zdążyć zjeść przed lekcjami. Za kilka minut pierwsza lekcja, a ja nie chcę się spóźnić. Przełknęłam resztkę i wypiłam jednym haustem herbatę. Hermiona jeszcze jadła więc poszłam sama. Spojrzałam na zegarek wiszący na mojej dłoni. Zaczęłam biec.
- Evie! Czekaj! - usłyszałam krzyk. Odwróciłam się. Metr ode mnie stał Harry. Machał do mnie. Podeszłam do niego. - Nie zapomnij o spotkaniu - powiedział. Dopiero teraz ją zobaczyłam. Ognistoruda czupryna Ginny Weasley stała tuż za mną. Spojrzałam w jej piwne oczy. Łza ściekała jej po policzku.
- Nienawidzę was! - krzyknęła i po prostu odbiegła. Co jej zrobiłam?! I czemu mnie nienawidzi? Harry wbił we mnie pytające spojrzenie. Wzruszyłam ramionami.
- O co jej chodzi? - zapytałam odprowadzając ją wzrokiem. Zniknęła za marmurową kolumną przy schodach.
- Nie mam pojęcia - odparł Harry. - Więc siedemnasta, gabinet Dumbledore'a.
- Pamiętam - mrugnęłam do niego i uśmiechnęłam się. Odwzajemnił go i odszedł. Przeniosłam spojrzenie na zegarek. Siedem sekund. Dosłownie. Puściłam się biegiem przed siebie. Zdyszana wpadłam do sali. Flitwick spojrzał na mnie. Kilkadziesiąt par oczu przeniosło się na mnie. Zarumieniłam się i oklapłam na miejsce obok Rona.
- Panno Wilkins - powiedział nauczyciel. - Spóźniłaś się.
Spojrzałam na zegarek. Dwie sekundy do rozpoczęcia lekcji.
- Dwie sekundy - wyrzuciłam z siebie. Flitwick zmarszczył czoło.
- No dobrze. Jeszcze raz! Machamy różdżkami, w ten sposób! - wołał po klasie. Zrobiłam zygzak moją różdżką. Wyleciał z niej żółty promyk. Hermionie szło o wiele gorzej. Z jej różdżki nie wylatywało nic. Lekko naburmuszona patrzyła na mnie.
- Jak ci się to udaje? - zapytała.
- Po prostu mówisz formułę zaklęcia - Hermiona chłonęła każde moje słowo z dużym zainteresowaniem. - I puf! O tak. Orchideus! - Hermiona patrzyła na kwiaty wynurzające się z mojej różdżki. Wzięła swoją i zrobiła to samo. Znowu nic się nie stało.
- Profesorze! - pisnęła. Flitwick zszedł z kubełka, który dawał mu możliwość patrzenia na innych z góry. Bo widzicie, Flitwcik jest bardzo niski. Mniejszy niż karzeł.
- Tak, panno Granger? - zaszczebiotał podchodząc do naszego stołku.
- Czemu moja różdżka nie działa? - spytała Hermiona.
- Hm... Pokaż - dała mu różdżkę. Wziął ją i machnął. Nic się nie stało. - Wezmę ją, dobrze panno Granger?
- Ale czym ja będę czarować? - oburzyła się lekko.
- Momencik - podszedł do kubła stojącego na zapleczu klasy i podał jej zwykłą, starą, używaną różdżkę. - Weź tę.
- Dziękuję - mruknęła. Machnęła używaną różdżką. Wyleciał z niej fioletowy pyłek. Przyglądałam się scenie z lekkim zdziwieniem. Po co Flitwickowi różdżka Hermiony?
Zadudnił dzwon zwiastujący koniec lekcji. Hermiona była oburzona. Ciągle rozmawiała tylko o tym, że nauczyciel pozbawił ją różdżki. Chciałam dodać do tego komentarz ale przerwał mi Ron.
- Eliksiry. Ciekawe co dziś miłego powie nam profesor Snape.
* * *
Zjadłam obiad. Była czwarta. Jeszcze godzina do spotkania z Dumbledore'm. Ten czas postanowiłam spędzić z Draco. Dawno nie rozmawialiśmy. Udałam się do pokoju wspólnego by odnieść torbę. Weszłam... Draco i Harry grali w gargulki. Harry napotkał moje spojrzenie i uśmiechnął się.
- Cześć - powiedział. Malfoy pomachał do mnie. Uśmiechnęłam się.
- Za godzinę - przypomniałam mu. Weszłam po schodach i stanęłam przed drzwiami. Malfoy wpatrywał się we mnie szarymi tęczówkami.
- Evie - zawołał. Uniosłam brew. - Potter jest naprawdę fajny. Nie myliłaś się.
Mrugnęłam do niego i weszłam do dormitorium. Rzuciłam torbę na podłogę obok łóżka i przebrałam się w jeansy i liliowy sweter. Wyszłam z pokoju i udałam się na błonia. Skoro Draco jest zajęty może porobię coś innego.
Dla zabicia czasu zaczęłam odrabiać lekcję. Ani się obejrzałam, a już była piąta. Udałam się do gabinetu Dumbledore'a. Harry już tam był. Usiadłam obok niego jak zawsze.
- Witajcie - powiedział. - Evie, Harry. Dziś nauczycie się zaklęcia, które obmyślał mój ojciec. To właśnie on je wymyślił. Jest proste.
Dumbledore wyciągnął różdżkę i skierował ją jabłku leżącym na podstawie.
- I... Meculumbus!* - zawołał. Jabłko rozpłynęło się i znikło. Spojrzał na nasze przerażone miny. - Tak się robi z ludźmi. Pokonałem tym cudem kilku śmierciożerców - dodał z uśmiechem.
- Teraz my? - zapytał Harry. Dumbledore kiwnął głową. Podał Harry'emu piłkę do nożnej. Wytrzeszczyłam oczy. Harry skierował różdżkę prosto na piłkę. - Meculumbus!
Piłka pękła. Dumbledore zaklaskał w dłonie.
- Wspaniała robota, Harry - pochwalił go. - Evie, teraz ty - na miejscu, przy którym przed chwilą stała piłka postawił arbuza. Nie wiem skąd brał te przedmioty czy owoce. Przełknęłam ślinę i wrzasnęłam:
- Meculumbus!
Arbuz rozpryskał się na moich oczach i znikł. Dumbledore zaklaskał ponownie. Uśmiechnął się do nas promiennie.
- Opanowaliście to - rzekł. - Nie możecie nikomu mówić o tym zaklęciu. Uznają je za niewybaczalne. Ministerstwo o nim nie wie. Usiądźcie.
Wykonałam polecenie. Dumbledore krząknął.
- Jutro mnie nie będzie. Nie przychodźcie. I nie pytajcie o mnie. - powiedział. - Chcę żebyście coś zrozumieli. Zrozumiecie na sam koniec.
- Czego? - spytałam.
- Nie mogę powiedzieć. A teraz żegnam was. - odparł.
- Ale...
- Żegnam - wtrącił. Byłam zmuszona wyjść. Razem z Harry'm wyszliśmy z gabinetu Dumbledore'a. Jeśli ta wizyta była ostatnią to nauczyłam się czegoś.
Dlaczego Dumbledore mówi zagadkami?
Ledwo doszłam do dormitorium, a usłyszałam rozlegający się za mną syk:
- Gdzie on jest?!
Przeraziłam się. Powieki zrobiły się ciężkie. Poczułam ból w głowie. Serce zaczęło mi bić bardzo szybko.
Upadłam.
____________________________________________
Meculumbus - wymyślone przeze mnie zaklęcie, które powoduje zniknięcie lub rozpryskanie się przeciwnika.
sobota, 13 września 2014
1. Spotkanie u dyrektora
______________________________
Czas na rozdział pierwszy. Miejmy nadzieję, że wam się spodoba. Mam jeszcze jedną prośbę. Chciałabym abyście komentowali. Jeśli czytacie = zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza
_______________________________
Kobieta o ostrym spojrzeniu wiodła wzrokiem po uczniach Hogwartu. Siwo-brązowe włosy związała w ciasny kok na środku głowy. Ubrana była w szpiczasty kapelusz i czarną szatę. Pod jej lodowatym spojrzeniem nogi ugięły się pode mną. Stresowałam się. Mój ostatni rok w Hogwarcie. Ciekawe jak mi pójdzie. Rodzice modlili się żeby wyrosła ze mnie prawdziwa znawczyni eliksirów. Och, profesor Snape na pewno mi nie daruje. Nie lubi chyba wszystkich Gryfonów. Oprócz mnie - przyjaźnię się z jego faworytem Draconem Malfoy'em i jestem pewna, że tylko dlatego nie pyta mnie na zajęciach.
- Evie - syknęła Hermiona dając mi kuksańca w ramię. - Idziemy - pociągnęła mnie. Byłyśmy jedną z par zmierzającą sznurem do zamku. McGonagall prowadziła nas zapewne do Wielkiej Sali - tak jak zawsze na początku roku. Potem odbędzie się ceremonia przydziału dla pierwszoroczniaków, a potem kolacja.
Moje oczy nie widziały najlepiej w panującym wokół mroku. Ciągle albo deptałam po stopach Rona idącego przed nami z Harry'm lub wpadałam na jakieś drzewa. Za nami szła Ginny - siostra Rona. Nienawidzi mnie. Nie wiem dlaczego. No dobrze przyjaźnię się z Malfoy'em ale to chyba nie jest powodem. Często patrzy na mnie wzrokiem, który mógłby zabić. Mówi do mnie ociekającym jadem głosem. I ani Ron, ani Harry i ani Hermiona - nie wiedzą czemu.
Weszliśmy do Wielkiej Sali. Usiadłam między Harry'm, a Hermioną przy stole Gryffindoru i wsłuchałam się w przemowę profesor McGonagall. Do stołka podchodziła właśnie mała dziewczynka o burzy blond włosów. Usiadła na nim. Na jej głowie pojawiła się Tiara. Odczekała chwilę mamrocząc coś do siebie, a następnie wrzasnęła:
- Ravenclaw!
Mała dziewczynka pobiegła do stołu Krukonów, którzy powitali ją oklaskami. Pamiętałam dobrze moją ceremonię. Tiara siedziała mi na głowie dosłownie kilka sekund i od razu wykrzyknęła to słowo, które tak wiele dla mnie znaczyło. Gryffindor. Draco myślał, że trafię do Slytherinu i razem będziemy mogli ''włóczyć się'' po Hogwarcie. Brzmiało kusząco ale wolę chyba jakieś babskie towarzystwo. Hermiona od razu mnie polubiła i nie przeszkadza jej to, że przyjaźnię się z Draco. Właśnie to sobie w niej cenię. No poza inteligencją, błyskotliwym uśmiechem, koleżeńskością...
- Możemy zacząć kolację! - Albus Dumbledore krzyknął to z dużym entuzjazmem. Ostatnio rzadko go widywałam. Kiedyś zapraszał mnie i Harry'ego na spotkania. Teraz wyręczała go McGonagall. Nie zapraszała nas. Ale często nam pomagała. Dlaczego akurat mi i Harry'emu? Uważa nas za sieroty półkrwi? Być może. Widzę z jaką troską i przerażeniem na mnie patrzy. Czasami przeraża mnie wzrok jej ciemnych oczu. Usłyszałam klaskanie. Dumbledore zszedł z podium i udał się na swoje miejsce. Ron zaczął mlaskać swoim kurczakiem. Wzięłam łyk soku dyniowego i zabrałam się za placek wiśniowy. Hermiona widocznie nie należała do mięsożerców, bo podgryzała liście kapusty w jej sałatce. Ginny nie miała czasu by jeść bo wpatrywała się właśnie intensywnie w Harry'ego. Cóż, są parą ale to mnie obrzydza. Jak można siedzieć w bezruchu i wpatrywać się w chłopaka?
- Evie - powiedział Ron z pełnymi ustami. - Mosze beciez pia ten sok?
- Co? - zapytałam. Rudowłosy przełknął to co miał w buzi i powiedział jeszcze raz:
- Czy będziesz pić ten sok? - wskazał na resztę soku jabłkowego. Kiwnęłam głową. Byłam pełna chociaż wcale nie zjadłam dużo.
McGonagall rozdała plany. Ginny wkurzyła się na nią o to, że nie ma takich samych lekcji jak Harry czy Hermiona. McGonagall tylko rzuciła, że nie może niczego zmienić.
- Stara krowa! Pożałuje kiedyś, że uczyła nas transmutować ludzi w zwierzęta - burknęła Ginny. Chwyciła swój plan i odbiegła. Razem z Hermioną udałyśmy się na VII piętro gdzie znajdowała się wieża Gryffindoru. Gruba Dama poprosiła nas o hasło. Profesor McGonagall z tyłu naszych planów umieściła hasło na ten tydzień. Dama uwielbiała zmieniać hasła co niektórym działało na nerwy. Na przykład mnie.
- Borówkowy bór - powiedziała Hermiona unosząc brew. Gruba Dama wpuściła nas do środka. Weszłyśmy do dormitorium dziewcząt i rozpakowałyśmy swoje kufry. Wyjęłam czystą piżamę i położyłam ją na łóżku. Dochodziła dwudziesta pierwsza. Hermiona ziewnęła i wzięła swoje mydło do kąpieli w dłoń. Wyciągnęła z kufra ręcznik i piżamę.
- Idę się myć! - oznajmiła. Zatrzasnęła drzwi łazienki. Dormitorium było puste. Ginny pewnie negocjowała z Harry'm lub z McGonagall o jej planie lekcji. Usłyszałam trzaskanie drzwi i przekleństwo, które wypowiedział Ron. Wyszłam z dormitorium. W pokoju wspólnym nie byłam sama. Ron, Harry i Ginny stali na środku wpatrując się we mnie pytającymi spojrzeniami.
- Gdzie Hermiona? - wymamrotała Ginny, która jako pierwsza odzyskała mowę.
- Myje się - odparłam. Ginny przepchnęła się przeze mnie i wpadła do dormitorium.
- Evie - powiedział Harry. - Dumbledore chce nas widzieć w gabinecie. I to szybko!
- Ale czemu? - zapytałam zdziwiona. Ron wzruszył ramionami i odszedł wpadając do dormitorium chłopców. Harry mierzył mnie zielonymi oczami. Jego usta rysowały się w prostą kreskę.
- Nie wiem. Mówił, że mamy przyjść. A ja miałem cię do niego sprowadzić. - wyjaśnił Harry. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Przedostaliśmy się na najwyżej położoną wieżę. Mieścił się tam gabinet dyrektora oraz mieszkanie Dumbledore'a. Dwa gargulce powitały nas niezbyt ciepłymi spojrzeniami.
- Hasło? - zapytał jeden z nich szorstkim głosem.
- Wpuście nas to ważne - syknął Harry. - Dumbledore nas wzywa.
- Nie kłam - warknął drugi z nich.
- Oni nie kłamią - usłyszeli głos profesor McGonagall. - Cytrusy i dropsy - wymruczała. Gargulce przesunęły się i moim oczom ukazało się przejście do okrągłego gabinetu. McGonagall złączyła palce i spojrzała na nas wyczekująco.
- Dziękujemy - powiedziałam. Odeszła powolnym krokiem. Ja i Harry wpadliśmy do gabinetu. Albus Dumbledore siedział na krześle i gestem zaprosił nas żebyśmy usiedli przed jego biurkiem. Zrobiłam to jako pierwsza. Harry nieśmiało usiadł obok mnie. Dłonie pociły mi się. Zaczęłam bawić się ciemnymi kosmykami włosów, które opadały mi na ramiona.
- Zapewne chcecie wiedzieć po co was tu zaprosiłem - zaczął donośnym tonem.
- Tak - przytaknęłam. - Może pan nam powiedzieć, profesorze?
- Mówcie mi Albus - zaśmiał się krótko. Rzuciłam ukradkowe spojrzenie ku twarzy Harry'ego. Był równie zdziwiony jak i ja. - Otóż bardzo mi pomożecie.
- W czym? - spytał Harry wiercąc się na siedzeniu.
- Tego wam nie powiem od razu. Przyjdzie odpowiedni moment na wyjaśnienia. Lecz nie teraz. - odparł Albus mierząc mnie wzrokiem błękitnych oczu. Na nosie miał swoje okulary połówki, które dodawały mu trochę więcej lat. W sumie to nie wiem ile Dumbledore może mieć lat. Harry opowiadał mi, że sto.
- Co mamy robić? - spytałam.
- Och, nie mogę wam powiedzieć. Będziecie tu przychodzić by uczyć się zaklęć. - powiedział bezbarwnie. Jakby nie było to niczym dziwnym. Zaklęć? Przecież Flitwick ich uczy. Ale Dumbledore widocznie chce wprowadzić nas w materiał dodatkowy.
- Ale profes... Albusie - powiedział Harry. - Profesor Flitwick...
- On was nie nauczy takich zaklęć, które poznacie tu. Jutro macie się tu stawić o siedemnastej - przerwał mu Albus uśmiechając się tajemniczo. - Żegnajcie i nie zapomnijcie!
Wyszliśmy stąd jak najszybciej się dało. Harry nie ukrywał swojego zdziwienia tak samo jak ja.
- Muszę przyznać, że on mnie czasem przeraża - oznajmiłam.
- Mnie przerażał i to nie raz - stwierdził Harry uśmiechając się. - Może jesteśmy faworytami dyrektora i chce podciągnąć nasze umiejętności?
- Hm... Może - zgodziłam się z nim. Wróciliśmy na VII piętro. Hermiona już spała gdy weszłam do dormitorium. Pozostałe dziewczyny też. Weszłam do łazienki i umyłam się szybko. Owinęłam się białym ręcznikiem i wskoczyłam w piżamę ze Snoopy'm.
Weszłam do łóżka sąsiadującego z tym Hermiony i przykryłam się kołdrą. Nie zdążyłam nawet zamknąć do końca oczu i od razu zasnęłam.
Czas na rozdział pierwszy. Miejmy nadzieję, że wam się spodoba. Mam jeszcze jedną prośbę. Chciałabym abyście komentowali. Jeśli czytacie = zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza
_______________________________
Kobieta o ostrym spojrzeniu wiodła wzrokiem po uczniach Hogwartu. Siwo-brązowe włosy związała w ciasny kok na środku głowy. Ubrana była w szpiczasty kapelusz i czarną szatę. Pod jej lodowatym spojrzeniem nogi ugięły się pode mną. Stresowałam się. Mój ostatni rok w Hogwarcie. Ciekawe jak mi pójdzie. Rodzice modlili się żeby wyrosła ze mnie prawdziwa znawczyni eliksirów. Och, profesor Snape na pewno mi nie daruje. Nie lubi chyba wszystkich Gryfonów. Oprócz mnie - przyjaźnię się z jego faworytem Draconem Malfoy'em i jestem pewna, że tylko dlatego nie pyta mnie na zajęciach.
- Evie - syknęła Hermiona dając mi kuksańca w ramię. - Idziemy - pociągnęła mnie. Byłyśmy jedną z par zmierzającą sznurem do zamku. McGonagall prowadziła nas zapewne do Wielkiej Sali - tak jak zawsze na początku roku. Potem odbędzie się ceremonia przydziału dla pierwszoroczniaków, a potem kolacja.
Moje oczy nie widziały najlepiej w panującym wokół mroku. Ciągle albo deptałam po stopach Rona idącego przed nami z Harry'm lub wpadałam na jakieś drzewa. Za nami szła Ginny - siostra Rona. Nienawidzi mnie. Nie wiem dlaczego. No dobrze przyjaźnię się z Malfoy'em ale to chyba nie jest powodem. Często patrzy na mnie wzrokiem, który mógłby zabić. Mówi do mnie ociekającym jadem głosem. I ani Ron, ani Harry i ani Hermiona - nie wiedzą czemu.
Weszliśmy do Wielkiej Sali. Usiadłam między Harry'm, a Hermioną przy stole Gryffindoru i wsłuchałam się w przemowę profesor McGonagall. Do stołka podchodziła właśnie mała dziewczynka o burzy blond włosów. Usiadła na nim. Na jej głowie pojawiła się Tiara. Odczekała chwilę mamrocząc coś do siebie, a następnie wrzasnęła:
- Ravenclaw!
Mała dziewczynka pobiegła do stołu Krukonów, którzy powitali ją oklaskami. Pamiętałam dobrze moją ceremonię. Tiara siedziała mi na głowie dosłownie kilka sekund i od razu wykrzyknęła to słowo, które tak wiele dla mnie znaczyło. Gryffindor. Draco myślał, że trafię do Slytherinu i razem będziemy mogli ''włóczyć się'' po Hogwarcie. Brzmiało kusząco ale wolę chyba jakieś babskie towarzystwo. Hermiona od razu mnie polubiła i nie przeszkadza jej to, że przyjaźnię się z Draco. Właśnie to sobie w niej cenię. No poza inteligencją, błyskotliwym uśmiechem, koleżeńskością...
- Możemy zacząć kolację! - Albus Dumbledore krzyknął to z dużym entuzjazmem. Ostatnio rzadko go widywałam. Kiedyś zapraszał mnie i Harry'ego na spotkania. Teraz wyręczała go McGonagall. Nie zapraszała nas. Ale często nam pomagała. Dlaczego akurat mi i Harry'emu? Uważa nas za sieroty półkrwi? Być może. Widzę z jaką troską i przerażeniem na mnie patrzy. Czasami przeraża mnie wzrok jej ciemnych oczu. Usłyszałam klaskanie. Dumbledore zszedł z podium i udał się na swoje miejsce. Ron zaczął mlaskać swoim kurczakiem. Wzięłam łyk soku dyniowego i zabrałam się za placek wiśniowy. Hermiona widocznie nie należała do mięsożerców, bo podgryzała liście kapusty w jej sałatce. Ginny nie miała czasu by jeść bo wpatrywała się właśnie intensywnie w Harry'ego. Cóż, są parą ale to mnie obrzydza. Jak można siedzieć w bezruchu i wpatrywać się w chłopaka?
- Evie - powiedział Ron z pełnymi ustami. - Mosze beciez pia ten sok?
- Co? - zapytałam. Rudowłosy przełknął to co miał w buzi i powiedział jeszcze raz:
- Czy będziesz pić ten sok? - wskazał na resztę soku jabłkowego. Kiwnęłam głową. Byłam pełna chociaż wcale nie zjadłam dużo.
McGonagall rozdała plany. Ginny wkurzyła się na nią o to, że nie ma takich samych lekcji jak Harry czy Hermiona. McGonagall tylko rzuciła, że nie może niczego zmienić.
- Stara krowa! Pożałuje kiedyś, że uczyła nas transmutować ludzi w zwierzęta - burknęła Ginny. Chwyciła swój plan i odbiegła. Razem z Hermioną udałyśmy się na VII piętro gdzie znajdowała się wieża Gryffindoru. Gruba Dama poprosiła nas o hasło. Profesor McGonagall z tyłu naszych planów umieściła hasło na ten tydzień. Dama uwielbiała zmieniać hasła co niektórym działało na nerwy. Na przykład mnie.
- Borówkowy bór - powiedziała Hermiona unosząc brew. Gruba Dama wpuściła nas do środka. Weszłyśmy do dormitorium dziewcząt i rozpakowałyśmy swoje kufry. Wyjęłam czystą piżamę i położyłam ją na łóżku. Dochodziła dwudziesta pierwsza. Hermiona ziewnęła i wzięła swoje mydło do kąpieli w dłoń. Wyciągnęła z kufra ręcznik i piżamę.
- Idę się myć! - oznajmiła. Zatrzasnęła drzwi łazienki. Dormitorium było puste. Ginny pewnie negocjowała z Harry'm lub z McGonagall o jej planie lekcji. Usłyszałam trzaskanie drzwi i przekleństwo, które wypowiedział Ron. Wyszłam z dormitorium. W pokoju wspólnym nie byłam sama. Ron, Harry i Ginny stali na środku wpatrując się we mnie pytającymi spojrzeniami.
- Gdzie Hermiona? - wymamrotała Ginny, która jako pierwsza odzyskała mowę.
- Myje się - odparłam. Ginny przepchnęła się przeze mnie i wpadła do dormitorium.
- Evie - powiedział Harry. - Dumbledore chce nas widzieć w gabinecie. I to szybko!
- Ale czemu? - zapytałam zdziwiona. Ron wzruszył ramionami i odszedł wpadając do dormitorium chłopców. Harry mierzył mnie zielonymi oczami. Jego usta rysowały się w prostą kreskę.
- Nie wiem. Mówił, że mamy przyjść. A ja miałem cię do niego sprowadzić. - wyjaśnił Harry. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Przedostaliśmy się na najwyżej położoną wieżę. Mieścił się tam gabinet dyrektora oraz mieszkanie Dumbledore'a. Dwa gargulce powitały nas niezbyt ciepłymi spojrzeniami.
- Hasło? - zapytał jeden z nich szorstkim głosem.
- Wpuście nas to ważne - syknął Harry. - Dumbledore nas wzywa.
- Nie kłam - warknął drugi z nich.
- Oni nie kłamią - usłyszeli głos profesor McGonagall. - Cytrusy i dropsy - wymruczała. Gargulce przesunęły się i moim oczom ukazało się przejście do okrągłego gabinetu. McGonagall złączyła palce i spojrzała na nas wyczekująco.
- Dziękujemy - powiedziałam. Odeszła powolnym krokiem. Ja i Harry wpadliśmy do gabinetu. Albus Dumbledore siedział na krześle i gestem zaprosił nas żebyśmy usiedli przed jego biurkiem. Zrobiłam to jako pierwsza. Harry nieśmiało usiadł obok mnie. Dłonie pociły mi się. Zaczęłam bawić się ciemnymi kosmykami włosów, które opadały mi na ramiona.
- Zapewne chcecie wiedzieć po co was tu zaprosiłem - zaczął donośnym tonem.
- Tak - przytaknęłam. - Może pan nam powiedzieć, profesorze?
- Mówcie mi Albus - zaśmiał się krótko. Rzuciłam ukradkowe spojrzenie ku twarzy Harry'ego. Był równie zdziwiony jak i ja. - Otóż bardzo mi pomożecie.
- W czym? - spytał Harry wiercąc się na siedzeniu.
- Tego wam nie powiem od razu. Przyjdzie odpowiedni moment na wyjaśnienia. Lecz nie teraz. - odparł Albus mierząc mnie wzrokiem błękitnych oczu. Na nosie miał swoje okulary połówki, które dodawały mu trochę więcej lat. W sumie to nie wiem ile Dumbledore może mieć lat. Harry opowiadał mi, że sto.
- Co mamy robić? - spytałam.
- Och, nie mogę wam powiedzieć. Będziecie tu przychodzić by uczyć się zaklęć. - powiedział bezbarwnie. Jakby nie było to niczym dziwnym. Zaklęć? Przecież Flitwick ich uczy. Ale Dumbledore widocznie chce wprowadzić nas w materiał dodatkowy.
- Ale profes... Albusie - powiedział Harry. - Profesor Flitwick...
- On was nie nauczy takich zaklęć, które poznacie tu. Jutro macie się tu stawić o siedemnastej - przerwał mu Albus uśmiechając się tajemniczo. - Żegnajcie i nie zapomnijcie!
Wyszliśmy stąd jak najszybciej się dało. Harry nie ukrywał swojego zdziwienia tak samo jak ja.
- Muszę przyznać, że on mnie czasem przeraża - oznajmiłam.
- Mnie przerażał i to nie raz - stwierdził Harry uśmiechając się. - Może jesteśmy faworytami dyrektora i chce podciągnąć nasze umiejętności?
- Hm... Może - zgodziłam się z nim. Wróciliśmy na VII piętro. Hermiona już spała gdy weszłam do dormitorium. Pozostałe dziewczyny też. Weszłam do łazienki i umyłam się szybko. Owinęłam się białym ręcznikiem i wskoczyłam w piżamę ze Snoopy'm.
Weszłam do łóżka sąsiadującego z tym Hermiony i przykryłam się kołdrą. Nie zdążyłam nawet zamknąć do końca oczu i od razu zasnęłam.
Prolog
Jedenastoletnia dziewczynka siedziała na fotelu w przestronnym pokoju. Światło dawane przez lampę oświetlało każdy kąt pokoju. Usłyszała szmery. Zakręciło jej się w głowie. Spojrzała na podłokietnik fotela. Leżał na nim zwitek pergaminu. Jakiś list? Skąd się tu wziął? - pomyślała dziewczynka. Na kopercie było wypisane kaligraficznym, pochyłym pismem:
Sz. P. Evie Wilkins
Salon, Snake Road 14
Rozerwała kopertę, a jej oczom ukazał się list.
Szkoła magii i czarodziejstwa w Hogwarcie
dyrektor Albus Dumbledore
Mamy przyjemność poinformować panią, że dostała się pani do szkoły magii i czarodziejstwa w Hogwarcie. Dołączamy listę potrzebnych książek i wyposażenia. Rok szkolny rozpoczyna się 1 września.
zastępca dyrektora:
Minevra McGonagall
Otworzyła usta jednak nic się z nich nie wydobyło. Hogwart. Brzmiało to tak.. niezwykle. Nie mogła się doczekać aż pojedzie do nowej szkoły.
Ale wtedy jeszcze nie wiedziała co ją tam czeka.
Sz. P. Evie Wilkins
Salon, Snake Road 14
Rozerwała kopertę, a jej oczom ukazał się list.
Szkoła magii i czarodziejstwa w Hogwarcie
dyrektor Albus Dumbledore
Mamy przyjemność poinformować panią, że dostała się pani do szkoły magii i czarodziejstwa w Hogwarcie. Dołączamy listę potrzebnych książek i wyposażenia. Rok szkolny rozpoczyna się 1 września.
zastępca dyrektora:
Minevra McGonagall
Otworzyła usta jednak nic się z nich nie wydobyło. Hogwart. Brzmiało to tak.. niezwykle. Nie mogła się doczekać aż pojedzie do nowej szkoły.
Ale wtedy jeszcze nie wiedziała co ją tam czeka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)