sobota, 13 września 2014

2. Zaklęcie i tajemniczy głos

   Słońce wlewało się do dormitorium. Związałam włosy w kucyk i przejrzałam się w lustrze jeszcze raz. Patrzyła na mnie brunetka o czekoladowych oczach, niemal czarnych. 
  - Spóźnimy się na zaklęcia - przy moim uchu dudnił głos poddenerwowanej Hermiony. Podniosłam z podłogi moją torbę i razem poszłyśmy do Wielkiej Sali.
  - Czemu wczoraj długo cię nie było? - spytała. 
  - Byłam - skłamałam. Hermiona wpatrywała się we mnie czujnym spojrzeniem. Przygryzłam dolną wargę.
  - Pewnie zasnęłam i cię nie zobaczyłam - zaśmiała się w końcu. Wcale nie chciałam jej okłamywać. Ale musiałam. Dumbledore nie mówił, że mam milczeć ale chyba jednak wolę trzymać język za zębami.
 Wparowałyśmy do Wielkiej Sali. Hermiona zatrzymała się i otworzyła usta. Harry i Draco rozmawiali. Nie kłócili się. 
  - Cóż widzą moje oczy - bąknęła w końcu Hermiona. - Chyba niesłusznie oskarżał Malfoy'a.
  - Przyjaźnią się? - spytałam. Hermiona kiwnęła głową bardzo powoli. Usiadłyśmy przy stole. Zaczęłam pochłaniać szybko tosty by zdążyć zjeść przed lekcjami. Za kilka minut pierwsza lekcja, a ja nie chcę się spóźnić. Przełknęłam resztkę i wypiłam jednym haustem herbatę. Hermiona jeszcze jadła więc poszłam sama. Spojrzałam na zegarek wiszący na mojej dłoni. Zaczęłam biec.
  - Evie! Czekaj! - usłyszałam krzyk. Odwróciłam się. Metr ode mnie stał Harry. Machał do mnie. Podeszłam do niego. - Nie zapomnij o spotkaniu - powiedział. Dopiero teraz ją zobaczyłam. Ognistoruda czupryna Ginny Weasley stała tuż za mną. Spojrzałam w jej piwne oczy. Łza ściekała jej po policzku.
  - Nienawidzę was! - krzyknęła i po prostu odbiegła. Co jej zrobiłam?! I czemu mnie nienawidzi? Harry wbił we mnie pytające spojrzenie. Wzruszyłam ramionami.
  - O co jej chodzi? - zapytałam odprowadzając ją wzrokiem. Zniknęła za marmurową kolumną przy schodach. 
  - Nie mam pojęcia - odparł Harry. - Więc siedemnasta, gabinet Dumbledore'a. 
  - Pamiętam - mrugnęłam do niego i uśmiechnęłam się. Odwzajemnił go i odszedł. Przeniosłam spojrzenie na zegarek. Siedem sekund. Dosłownie. Puściłam się biegiem przed siebie. Zdyszana wpadłam do sali. Flitwick spojrzał na mnie. Kilkadziesiąt par oczu przeniosło się na mnie. Zarumieniłam się i oklapłam na miejsce obok Rona.
  - Panno Wilkins - powiedział nauczyciel. - Spóźniłaś się.
Spojrzałam na zegarek. Dwie sekundy do rozpoczęcia lekcji.
  - Dwie sekundy - wyrzuciłam z siebie. Flitwick zmarszczył czoło.
  - No dobrze. Jeszcze raz! Machamy różdżkami, w ten sposób! - wołał po klasie. Zrobiłam zygzak moją różdżką. Wyleciał z niej żółty promyk. Hermionie szło o wiele gorzej. Z jej różdżki nie wylatywało nic. Lekko naburmuszona patrzyła na mnie.
  - Jak ci się to udaje? - zapytała.
  - Po prostu mówisz formułę zaklęcia - Hermiona chłonęła każde moje słowo z dużym zainteresowaniem. - I puf! O tak. Orchideus! - Hermiona patrzyła na kwiaty wynurzające się z mojej różdżki. Wzięła swoją i zrobiła to samo. Znowu nic się nie stało.
  - Profesorze! - pisnęła. Flitwick zszedł z kubełka, który dawał mu możliwość patrzenia na innych z góry. Bo widzicie, Flitwcik jest bardzo niski. Mniejszy niż karzeł. 
  - Tak, panno Granger? - zaszczebiotał podchodząc do naszego stołku.
  - Czemu moja różdżka nie działa? - spytała Hermiona.
  - Hm... Pokaż - dała mu różdżkę. Wziął ją i machnął. Nic się nie stało. - Wezmę ją, dobrze panno Granger?
  - Ale czym ja będę czarować? - oburzyła się lekko.
  - Momencik - podszedł do kubła stojącego na zapleczu klasy i podał jej zwykłą, starą, używaną różdżkę. - Weź tę.
  - Dziękuję - mruknęła. Machnęła używaną różdżką. Wyleciał z niej fioletowy pyłek. Przyglądałam się scenie z lekkim zdziwieniem. Po co Flitwickowi różdżka Hermiony?
  Zadudnił dzwon zwiastujący koniec lekcji. Hermiona była oburzona. Ciągle rozmawiała tylko o tym, że nauczyciel pozbawił ją różdżki. Chciałam dodać do tego komentarz ale przerwał mi Ron.
  - Eliksiry. Ciekawe co dziś miłego powie nam profesor Snape.

                                                                                  * * *
 Zjadłam obiad. Była czwarta. Jeszcze godzina do spotkania z Dumbledore'm. Ten czas postanowiłam spędzić z Draco. Dawno nie rozmawialiśmy. Udałam się do pokoju wspólnego by odnieść torbę. Weszłam... Draco i Harry grali w gargulki. Harry napotkał moje spojrzenie i uśmiechnął się.
  - Cześć - powiedział. Malfoy pomachał do mnie. Uśmiechnęłam się.
  - Za godzinę - przypomniałam mu. Weszłam po schodach i stanęłam przed drzwiami. Malfoy wpatrywał się we mnie szarymi tęczówkami.
  - Evie - zawołał. Uniosłam brew. - Potter jest naprawdę fajny. Nie myliłaś się. 
Mrugnęłam do niego i weszłam do dormitorium. Rzuciłam torbę na podłogę obok łóżka i przebrałam się w jeansy i liliowy sweter. Wyszłam z pokoju i udałam się na błonia. Skoro Draco jest zajęty może porobię coś innego. 
 Dla zabicia czasu zaczęłam odrabiać lekcję. Ani się obejrzałam, a już była piąta. Udałam się do gabinetu Dumbledore'a. Harry już tam był. Usiadłam obok niego jak zawsze.
  - Witajcie - powiedział. - Evie, Harry. Dziś nauczycie się zaklęcia, które obmyślał mój ojciec. To właśnie on je wymyślił. Jest proste.
  Dumbledore wyciągnął różdżkę i skierował ją jabłku leżącym na podstawie. 
  - I... Meculumbus!* - zawołał. Jabłko rozpłynęło się i znikło. Spojrzał na nasze przerażone miny. - Tak się robi z ludźmi. Pokonałem tym cudem kilku śmierciożerców - dodał z uśmiechem. 
  - Teraz my? - zapytał Harry. Dumbledore kiwnął głową. Podał Harry'emu piłkę do nożnej. Wytrzeszczyłam oczy. Harry skierował różdżkę prosto na piłkę. - Meculumbus!
 Piłka pękła. Dumbledore zaklaskał w dłonie.
  - Wspaniała robota, Harry - pochwalił go. - Evie, teraz ty - na miejscu, przy którym przed chwilą stała piłka postawił arbuza. Nie wiem skąd brał te przedmioty czy owoce. Przełknęłam ślinę i wrzasnęłam:
  - Meculumbus!
Arbuz rozpryskał się na moich oczach i znikł. Dumbledore zaklaskał ponownie. Uśmiechnął się do nas promiennie.
  - Opanowaliście to - rzekł. - Nie możecie nikomu mówić o tym zaklęciu. Uznają je za niewybaczalne. Ministerstwo o nim nie wie. Usiądźcie.
 Wykonałam polecenie. Dumbledore krząknął.
  - Jutro mnie nie będzie. Nie przychodźcie. I nie pytajcie o mnie. - powiedział. - Chcę żebyście coś zrozumieli. Zrozumiecie na sam koniec. 
  - Czego? - spytałam.
  - Nie mogę powiedzieć. A teraz żegnam was. - odparł.
  - Ale...
  - Żegnam - wtrącił. Byłam zmuszona wyjść. Razem z Harry'm wyszliśmy z gabinetu Dumbledore'a. Jeśli ta wizyta była ostatnią to nauczyłam się czegoś. 
  Dlaczego Dumbledore mówi zagadkami?
  Ledwo doszłam do dormitorium, a usłyszałam rozlegający się za mną syk:
  - Gdzie on jest?!
Przeraziłam się. Powieki zrobiły się ciężkie. Poczułam ból w głowie. Serce zaczęło mi bić bardzo szybko.
  Upadłam.



____________________________________________
Meculumbus - wymyślone przeze mnie zaklęcie, które powoduje zniknięcie lub rozpryskanie się przeciwnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy